Rozmowa kwalifikacyjna

Witam Cię w drugiej części artykułu, który będzie dotyczył przygotowania i przebiegu rozmowy kwalifikacyjnej. Jeżeli tutaj się znalazłeś, to zapewne zainteresował Cię mój wcześniejszy tekst związany z zagadnieniem poszukiwania pracy (http://posted.ekonom.zlotow.net/w-poszukiwaniu-pracy/) 🙂

Wygląda na to, że masz już gotowe potrzebne dokumenty wymagane przez Twojego przyszłego pracodawcę, zatem  będzie konieczne ich przesłanie do firmy.

Jak zrobić to dobrze i bez większych problemów?

Warto zorientować się, które formaty dokumentów tekstowych są preferowane przez rekruterów.

Szczegółowe informacje znajdziesz tutaj:

https://www.employear.com/format-cv-doc-czy-pdf.html

Po pozytywnym rozpatrzeniu Twojego podania i otrzymania odpowiedzi od firmy dobrze byłoby pomyśleć nad tym, jak przygotować się do rozmowy kwalifikacyjnej, aby wypaść na niej jak najlepiej.

Oto kilka najbardziej istotnych cech, na które zwraca się szczególną uwagę:

  • wygląd zewnętrzny,
  • postawa,
  • mowa ciała.

https://www.employear.com/rozmowa-kwalifikacyjna-jak-sie-przygotowac.html


Podczas rozmowy z Twoim przyszłym szefem warto zaprezentować się z jak najlepszej strony.

Mimo wszystko – stres może dopaść każdego z nas, dlatego warto wcześniej przygotować się w domu do wywiadu, aby mniej więcej wiedzieć, czego można się spodziewać.

Pytania, które pracodawcy zadają najczęściej, na rozmowie kwalifikacyjnej

Mam nadzieję, że powyższe wskazówki pomogą Tobie w odpowiednim przygotowaniu się do pracy. Życzę Ci powodzenia w rozwoju kariery zawodowej! 🙂

Artykuł został zrealizowany w ramach współpracy z https://www.employear.com.

Autor: Karolina Możdżeń

Korekta: Renata Łabędź

Zdjęcia: https://pixabay.com/pl/

Pierwszy Dzień Wiosny w Ekonomie!

W dniu 21 marca 2019 roku z okazji Pierwszego Dnia Wiosny w Zespole Szkół Ekonomicznych odbyła się szkolna zabawa pt. „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” oraz druga już edycja szkolnego teleturnieju „Ekonomiada”, na wzór telewizyjnej dobrze nam znanej „Familiady”.

Zabawę rozpoczęliśmy występem naszego szkolnego magika Sebastiana Szczepaniaka, ucznia klasy IIID. Kilkoro uczniów czynnie brało udział w występie swojego kolegi. Uczniowie, jak i nauczyciele byli zaskoczeni oraz zafascynowani prezentacją.

Następnie nasza sala gimnastyczna zamieniła się w scenę, przez którą przewinęło się wielu wspaniałych artystów, czyli nadszedł czas na konkurs „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”. Klasy za zadanie miały wcielić się w wylosowane przez nich wcześniej zespoły. Wszystkie występy były tak emocjonujące, że aż ciężko było usiedzieć w miejscu! Uczniowie podeszli do zadania w ciekawy i oryginalny sposób.

Jury miało ciężki orzech do zgryzienia. Mianowicie, spośród wszystkich występów musieli wybrać najlepszych z najlepszych. III miejsce przyznano klasie IB, która wcieliła się w zespół Boney M. II miejsce przyznano klasie IIE, która natomiast świetnie odegrała występ Seleny Gomez. Wtedy nadszedł czas na ogłoszenie, która klasa zajmie I miejsce, a była to klasa… IIIC, która wcieliła się w kultowy polski zespół DŻEM.

Po tym nadszedł czas na „Ekonomiadę”. Podczas teleturnieju o wygraną walczyła drużyna wybranych spośród publiki uczniów oraz nauczycieli. Gra była bardzo emocjonująca, publika również zaangażowała się w odpowiedzi na pytania. Ostatecznie wygrała drużyna nauczycieli, która zdobyła aż 32 punkty.

Po wspólnej zabawie, na naszej scenie zaprezentował się kolejny magik, mianowicie Kacper Gmurczyk. Publika była równie oczarowana, jak podczas pierwszego występu.

Przy okazji świętowania ogłoszono również wyniki konkursu „Kobiety i historie miłosne”, który odbył się w naszej szkole 8 marca 2019 roku z okazji Dnia Kobiet. III miejsce zajęła Wiktoria Ziturus z klasy IIE, II miejsce Klaudia Napora również z klasy IIE, natomiast I miejsce zdobył Maksymilian Jurek, uczeń klasy IC.

Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji z tego wydarzenia!

Autorzy: Patrycja Kotlińska, Wiktoria Żeromska, Bartek Kuliński

Czy na piłce nożnej da się zarobić?

Piłka nożna jest najpopularniejszym sportem na świecie. Jego pionierami są podobno Anglicy, którzy mieli stworzyć tę dyscyplinę pod koniec XIX wieku.

Początkowo w football grano najczęściej w miastach przemysłowych, na przykład w Manchesterze. Stanowiło to urozmaicenie dla osób szukających odpoczynku od codzienności. Popularność piłki nożnej z dnia na dzień coraz bardziej wzrastała, co spowodowało, że była znana już w znacznej części Europy, a z czasem na całym świecie.

W Ameryce Południowej football ma status „religii”. Dla Argentyńczyków piłkarze tacy  jak Maradona czy Messi są bohaterami narodowymi, a w Brazylii Pele jest bliski Bogu. W Afryce, Azji czy Australii również piłka nożna została dość mocno spopularyzowana.

W Ameryce Północnej jest zdecydowanie inaczej. W Meksyku ludzie kochają kopać piłkę, natomiast w USA sportami narodowymi jest koszykówka czy baseball.

Powoli jednak ta tendencja się zmienia, gdyż amerykańska liga piłkarska MLS wchodzi na coraz wyższy poziom. Kiedyś była traktowana jako liga dla emerytów z Europy, ale dzisiaj kluby ściągają coraz młodszych piłkarzy, co można nazwać postępem jakościowym amerykańskiej piłki nożnej.

Wszystkie te przykłady obrazują, że piłka nożna to najbardziej spopularyzowany i lubiany sport na świecie. A zatem, skoro football przyciąga tylu wielbicieli, to raczej jest dobrym sposobem na zarobienie dużej ilości pieniędzy.

Piłka nożna stanowi dzisiaj biznes. Pieniądze, które wiążą się z piłkarzami, klubami czy całymi ligami piłkarskimi są ogromne. Kiedyś znalazłem ciekawą informację na temat wypłacania przez zarząd owych lig pieniędzy dla drużyn. Na przykład, FA (angielski związek piłki nożnej) wypłaca klubowi, który spada z Premier League do Championship sumy w wysokości około 60 mln funtów! Takie pieniądze biorą się głównie z reklam, tudzież transmisji telewizyjnych. FA pobiera od stacji typu Sky Sports czy Canal+ pieniądze za transmisję meczów ligowych. Część z tych pieniędzy idzie do drużyn. W sezonie 2016/2017 FA wypłaciła łącznie 2,4 mld funtów. Stacja telewizyjna SKY za każdą jedną minutę transmisji wypłaca klubom 118 tys. funtów.

Można dojść do wniosku, że większość przychodów pochodzi od sponsorów. Jednak jest to dość nowa tendencja, ponieważ gdybyśmy spojrzeli parę lat wstecz, czegoś takiego jeszcze nie było. W latach 70. kluby piłkarskie płaciły firmom typu „Umbro” za koszulki albo buty. Później powoli wprowadzano zmiany, ponieważ kluby nawiązywały współpracę z innymi firmami. Piłkarze dostawali buty za darmo, ale i tak kluby na początek nowego sezonu musiały zakupić po 20, 30 par obuwia dla swoich zawodników.

Dla firm takich, jak Adidas był to najtańszy PR, jaki można sobie wyobrazić”–  to słowa Ricka Georga.

Ale czasy się zmieniły. Manchester United dostaje od firmy Chevrolet 47 mln funtów tylko za to, że ich logo widnieje na przodzie koszulek graczy. Do tego dochodzą jeszcze umowy z firmami sportowymi, które dostarczają sprzęt piłkarski i jeszcze dopłacają dodatkowe pieniądze, ażeby z niego korzystano podczas gry. Samo United współpracuje z 56 sponsorami. Real Madryt dostaje od firmy Emirates 70 mln euro również za umieszczenie ich nazwy na strojach zawodników.

Wielkie przychody kluby uzyskują z infrastruktury, dlatego prezesi często za pewną kwotę zmieniają nazwy stadionów na np. Allianz Arena, Etihad Stadium, Emirates Stadium czy INEA Stadion. Ich powierzchnia może być również używana w innych celach zarobkowych. MK Dons świadczy usługi hotelowe. Można wynająć pokoje z widokiem na płytę boiska. Na PGE Narodowym w Warszawie często organizowane są różne koncerty. Zakres organizowanych imprez na stadionach zależy jedynie od pomysłowości zarządu klubu.

Również duże zarobki uzyskiwane są z gadżetów klubowych. Różne drużyny piłkarskie zarabiają sporo na kubkach i czapkach, ale największy dochód przynoszą wcześniej wspomniane koszulki. Światowy dochód rynku replik koszulek piłkarskich (nie tylko klubowych, ale także reprezentacyjnych) opiewa na 5 miliardów dolarów rocznie. Znakomitą większość (ok. 70%) dzielą między siebie dwaj największy gracze – Nike i Adidas. Przypomina mi się tutaj sytuacja, kiedy Juventus kupił Cristiano Ronaldo z Realu Madryt za 100 mln dolarów. Połowa tej kwoty się zwróciła już po pierwszym dniu ze sprzedaży koszulek.

Powyżej przytoczone przykłady mogą potwierdzić tezę, że piłka nożna to wielki interes i warto w nią inwestować. Ale czy tak naprawdę jest?

William McGregor, szkocki sukiennik, który w 1888 roku założył Football League, prawdopodobnie jako pierwszy człowiek na świecie powiedział, że piłka nożna to wielki interes. To stwierdzenie stało się nieodłącznym elementem footballu. Mimo wszystko sądzę, że McGregor bardzo się mylił. W 1879 roku powstała brytyjska firma „BBA Aviation”. Początkowo wytwarzała w Dundee taśmy produkcyjne. Jednak po pewnym czasie zaczęła zajmować się przemysłem lotniczym (głównie tankowaniem, czyszczeniem czy naprawą samolotów). Ten rodzaj pracy był mało prestiżowy, jednak BBA znajduje się w indeksie FTSE 250. Oznacza to, że jest jedną z 250 największych spółek notowanych na londyńskiej giełdzie. W 2012 roku jej przychody wynosiły 1,34 mld funtów, a dochody przekraczały przed opodatkowaniem 80 milionów. Mimo wszystko, nie jest dużą firmą; dla porównania Royal Dutch Shell w 2010 roku osiągnęła 214 razy większe przychody.

Gdyby przychody BBA porównać z każdym klubem piłkarskim, to brytyjska firma lotnicza jest potęgą. Real Madryt we wrześniu 2013 roku wykazał rekordowe przychody w wysokości 520,9 mln euro (445 mln funtów). Jeśli chodzi o warunki piłkarskie to ten wynik jest najlepszym w historii, ale gdybyśmy porównali go z innymi firmami, to przychód Realu stanowi 1/3 przychodów BBA i jedynie 0,2% przychodów Shell. Matias Mottola, fiński analityk finansowy obliczył, że pod względem przychodów Real Madryt byłby dopiero 120. firmą w Finlandii.

Wcześniej przedstawiałem kluby piłkarskie wyłącznie w dobrym świetle, ale prawda jest taka, że ich zdecydowana większość ponosi same straty i często nie wypłaca akcjonariuszom dywidendy. W latach 90. XX wieku Alex Fynn stwierdził, że przeciętny klub z Premier League osiąga podobne obroty jak brytyjski supermarket, ale nie miał tutaj na myśli całej sieci sklepów, a jedynie położone za miastem Tesco.

Od tamtego czasu dużo się zmieniło. W 2012 przeciętny klub z Premier League osiągał obroty w wysokości 125 mln funtów. Istnieje ciekawa teza, która dotyczy tego “wielkiego interesu” piłki nożnej.

Ludzie narzekają, że zarabiamy za dużo, ale na sukcesach piłkarzy zarabia cały świat: czasopisma, stacje telewizyjne, przedsiębiorstwa” – powiedział kiedyś Demy de Zeeuw.

Tak naprawdę to świat zarabia na futbolu więcej niż sam futbol.

Może to dziwne zabrzmi, ale sposób na zarobienie pewnych pieniędzy w piłce nożnej nie został dostrzeżony przez prezesów klubów piłkarskich, a przez osoby związane z innymi branżami. Właśnie Rupert Murdoch zasugerował angielskim klubom transmisje meczów piłkarskich w telewizji, bo same na to nie wpadły. W latach 80. XX wieku Greg Dyke był prezesem stacji ITV Sport. Zaproponował on pięciu dużym klubom po milionie funtów za prawa do pokazywania meczów w telewizji. Sam Dyke mówi, że na dzisiejsze czasy ta kwota jest śmieszna, ale wtedy prezesom klubów piłkarskich oczy wyszły na wierzch z wrażenia. W 1992 roku Rupert Murdoch zaczął płacić około 60 mln funtów za prawa do pokazywania jednego sezonu rozgrywek Premier League. Dziś liga dostaje prawie 30 razy więcej.

Jednym z problemów prowadzenia klubu piłkarskiego jest to, że jeśli kluby chcą wygrywać puchary co sezon, to muszą wydawać kosmicznie dużo pieniędzy. Najlepsze kluby, na przykład Manchester City w mistrzowskim sezonie 2017/2018 wydał 317,5 mln funtów. Gdyby połączyć to z wysokimi zarobkami, często prowadzi to do wielkich strat.Podam tutaj teoretyczny przykład. Manchester City po mistrzowskim okresie dokonuje następnych transferów, żeby umocnić swoją kadrę, jednak kolejny sezon okazał się totalną klapą. Klub nie wygrał żadnego pucharu, a do tego nie zajął miejsca w lidze, które dałoby możliwość gry o puchary europejskie. Taki przebieg wydarzeń może doprowadzić do tego, że klub będzie osiągał coraz mniejsze przychody, jednak wydatki pozostaną takie same. Los ten spotkał polskie ugrupowania, takie jak Widzew Łódź czy Polonia Warszawa, które przez problemy finansowe traciły licencje na grę w Ekstraklasie i zostały zdegradowane do czwartej ligi, często bez stadionu, sponsorów czy większości piłkarzy.

Częstym czynnikiem prowadzącym do powyższych sytuacji jest prowadzenie klubu przez niekompetentne osoby. Zarządy zatrudniają trenerów, którym dają wolną rękę, wydają na nich ponad 100 mln funtów, a gra zespołu jest po prostu kiepska. Sporo osób mówi, że szkoleniowcy potrzebują czasu, minimum kilku sezonów, żeby osiągnąć stałą formę, ale prezesi zazwyczaj zwalniają ich po kilku miesiącach pracy. Potem przychodzi “młoda krew” z nowymi pomysłami na wydanie kolejnych milionów i tak w kółko.

Roman Abramowicz, prezes Chelsea powiedział, że prowadzi klub nie po to, żeby zarabiać, tylko po to, aby być tą częścią świata piłki nożnej. On sam wie, że trudno na tym zarobić, więc dokłada do biznesu z własnych funduszy (z wydobycia ropy lub ze sprzedaży broni, chociaż to drugie to tylko plotki). Natomiast prezes Arsenalu, Chips Keswick od czasu kupna klubu ani razu nie dołożył do biznesu z własnych pieniędzy. Ale porównajmy zdobycze obu tych klubów. Arsenal od 2013 roku wygrał 3 puchary FA Cup oraz 3 tarcze wspólnoty. Roman Abramowicz zarządza Chelsea od 2003r. i od tego czasu wygrał 1 ligę mistrzów, 1 ligę europy, 5 mistrzostw Anglii, 5 pucharów FA Cup, 3 puchary ligi. Czas zarządzania klubem Abramowicza jest znacznie dłuższy niż Keswicka, ale przez ostatnie 5 lat to właśnie Chelsea zdobywała ważniejsze puchary.

Wniosek jest taki, że kluby piłkarskie są tak naprawdę małymi przedsiębiorstwami, które można kupić, ale trzeba ciągle w nie inwestować. Owszem, można byłoby co roku wygrywać wszystkie puchary, zatrudniając tanich zawodników o małych płacach, ale taki przebieg wydarzeń jest mało prawdopodobny lub krótkoterminowy. Teoretycznie istnieją bardziej śmiałe kroki, na przykład sprzedaż piłkarzy, ale są one po prostu nieopłacalne.  Prawda jest taka, że jeżeli chce się wygrywać znaczące puchary, to trzeba wydawać więcej pieniędzy niż się zarabia.

Artykuł w głównej mierze został napisany w oparciu o informacje z  “Futbonomii” autorstwa Simona Kupera i Stefana Szymańskiego.

Autor: Jakub Panek

Korekta: Renata Łabędź

Employer branding w polskiej kampanii McDonald’s

Czasy ustawionych w długich kolejkach ludzi, czekających po numerek w urzędach pracy, minęły. W aktualnych badaniach GUS-u z końca sierpnia 2018 r., dotyczących stopy bezrobocia w Polsce przeczytamy, że zarejestrowanych bezrobotnych mamy średnio 5,8%. Najniżej jest w regionie stołecznym – 2,6%, a np. w województwie wielkopolskim to 3,3%. To najniższe wartości na przestrzeni 27 lat. Rynek pracy zmienił się na tyle, że przeciętny człowiek szukający pracy to już nie osoba długotrwale bezrobotna (ci zwykle są trudni do zaktywizowania zawodowego), a częściej człowiek zmieniający pracę ze względu na chęć poprawy warunków. Oznacza to, że „praca szuka człowieka” i to właśnie ta szeroko rozumiana praca stara się napisać możliwie najlepsze CV.

W moim artykule chciałabym zająć się stosunkowo młodym zagadnieniem, jakim jest tzw. employer branding, czyli kształtowanie pozytywnego wizerunku pracodawcy, który ma być widziany jako „pracodawca z wyboru”. Termin ten został wprowadzony w latach 90. ubiegłego wieku. Prekursorem tejże idei jest Simon Barrow, autor książki The employer brand: Bringing the best of brand management to people at work. Definicja Barrowa mówi, że employer branding to wszystkie działania, jakie podejmuje organizacja, skierowane do obecnych oraz potencjalnych pracowników, mające na celu budowanie jej wizerunku jako atrakcyjnego pracodawcy, a także wspierające jej strategiczne cele biznesowe. Opisywane zagadnienie jest z pogranicza dziedzin HR i public relations i nie powstało oczywiście w chwili opisania go przez badacza. Firmy i organizacje od zawsze starały się zatrudniać w sposób nieprzypadkowy i otaczały się wykwalifikowaną kadrą, która dawała i daje przewagę na rynku biznesowym. Nie możemy także oderwać employer brandingu od płaszczyzny kulturowej i poziomu ekonomicznego społeczeństwa. Te aspekty mają duże znaczenie w doborze narzędzi budowania wizerunku pracodawcy. Należy o tym pamiętać podczas planowania strategii przedsiębiorstwa. Kampania, której poświęcam moją pracę odbyła się w Polsce i objęła swoim zasięgiem niejednorodną grupę docelową. Szczegóły strategii MCDonald’s, formy budowania wizerunku dobrego pracodawcy, jakie zastosowali i efekty przedstawiam poniżej.

McDonald’s, amerykańska sieć barów szybkiej obsługi, pomimo szerokiej ekspansji marki boryka się z różnymi problemami wizerunkowymi. Organizacje dbające o prawa zwierząt zarzucają firmie nieodpowiednie warunki chowu i uboju bydła i drobiu. Firma ma za sobą szum medialny dotyczący nieletnich pracowników z Hongkongu wyzyskiwanych przy produkcji zabawek do zestawów HappyMeal. Powstało także pojęcie „makdonaldyzacji” w odniesieniu do zjawiska polegającego na uniformizacji życia społecznego, schematyzacji wszelkich zachowań ludzi oraz standaryzacji oferowanych im produktów i usług, które mimo kilku praktycznych zalet oceniam raczej negatywnie przez wzgląd na dehumanizację jednostki. Postrzeganie marki McDonald’s przez pryzmat jednolitych standardów obsługi i konsekwentnie stosowanej identyfikacji wizualnej dla laika poszukującego pracy nie jest raczej spotykane. Przeciętny odbiorca marki kojarzy ją z szybkim i śmieciowym jedzeniem, co przekłada się na wizerunek pracodawcy – kojarzy się z niezbyt dobrze płatną pracą, pracą „na chwilę”, pracą mało prestiżową. Przyjęło się nawet porównanie w środowisku studenckim dotyczące „pracy w Maku”, jako pracy najmniej pożądanej dla osób z wykształceniem wyższym.

Kandydaci aplikujący do firmy mają coraz większe wymagania co do pożądanego stanowiska. Gdyby wziąć pod uwagę grupę „polskich milenialsów”, którzy w 2014 r. stanowili około 11 mln mieszkańców naszego kraju, można szybko dojść do wniosku, że wizerunek McDonald’s jako pracodawcy nie wpisuje się w ich aspiracje. W wielu artykułach na temat pokolenia Y przeczytamy o wysokim poziomie jego wykształcenia, co przekłada się na wysokie wymagania względem stanowiska pracy. Igreki mają wysokie poczucie własnej wartości, co nie zawsze idzie w parze z realnym doświadczeniem zawodowym, życiowym. Liczy się dla nich work-life balance, dbają o granice między życiem prywatnym a pracą. Nie są oni lojalni wobec organizacji, pragną poczucia głębszego sensu pracy zawodowej. Trudno o to w barze szybkiej obsługi. Dodatkowym problemem marki McDonald’s było kojarzenie baru jako miejsca zatrudnienia wyłącznie dla osób młodych.

Rozwój gospodarczy przyczynił się do powstania silnej konkurencji na rynku gastronomicznym. Wspomniany wcześniej niski poziom bezrobocia w Polsce oraz częste rotacje pracowników także wpłynęły negatywnie na niskie zatrudnienie w McDonald’s, firmie, która rozwija się w zawrotnym tempie.

Kampania employer branding McDonald’s przygotowana głównie przez agencję MJCC miała na celu zwiększenie ilości aplikacji na stanowiska pracy oferowane przez firmę. W związku z tym skupiono się na działaniach zewnętrznych: obaleniu stereotypów w określonych segmentach, które najbardziej zagrażały marce pracodawcy. Młodzi ludzie nie kojarzyli firmy jako miejsca pracy z możliwościami rozwoju, natomiast starsi widzieli na stanowiskach pracy tylko młode osoby. Dodatkowym elementem strategii było działanie wewnątrz firmy – poszerzenie zjawiska tzw. employee advocacy, tj. polecania miejsca pracy przez samych zatrudnionych.

Zanim rozpoczęła się właściwa kampania, prowadzono kilkumiesięczne prace strategiczne. Przebadano pracowników firmy na każdym szczeblu organizacji: od pracowników restauracji, poprzez stanowiska kierownicze, zarządcze, a także franczyzobiorców. Wykorzystano do tego badania ilościowe i jakościowe. Ważne było także, by sprawdzić, jak patrzą na organizację potencjalni kandydaci na pracowników w procesie rekrutacji i czy obecnie zatrudnieni polecają na zewnątrz pracę w firmie. W wyniku tychże działań powstała kampania pt. „Witamy w zespole McDonald’s”. Obecni pracownicy firmy stali się aktywnymi „adwokatami” organizacji, użyczając tym samym swoich wizerunków w reklamach. Skupiono się na realistycznym ukazaniu zatrudnienia w barze szybkiej obsługi oraz znacznie poszerzono grupę docelową. Kampania rozpoczęła się w październiku 2017 roku, jednak ma ona charakter ciągły i niektóre jej elementy są kontynuowane.

Komunikaty reklamowe w ramach kampanii employer brandingowej były proste i dopasowane do różnych segmentów. Zastosowano argumenty odpowiadające na potrzeby przyszłych pracobiorców. Na przykład dla osób dojrzałych ważne są m. in. stabilne zatrudnienie na umowę o pracę oraz szacunek w miejscu pracy – to podkreślano w komunikatach do nich kierowanych. Wśród najważniejszych kanałów medialnych znalazła się telewizja 4Fun.tv i przygotowane dla nich niereżyserowane spoty; blog i kanał na Instagramie ukazujące pracę w „Maku” od kuchni – skierowane do młodszego segmentu. Następnie wykorzystano prasę, a szczególnie magazyny kobiece i gazety lokalne – czyli typowe medium dla dojrzałej grupy docelowej. Zaangażowano także lokalnych franczyzobiorców.

Efekty strategii employer brandignowej są dość znaczące. W regularnym badaniu konsumentów parametr „good employer” skoczył o 3 punkty procentowe w porównaniu z poprzednim rokiem. McDonald’s zostało docenione przez środowiska akademickie i pracownicze, zyskując wysokie pozycje w rankingach pracodawców, np. firma znalazła się w pierwszej dziesiątce najlepszych pracodawców w zestawieniu „Pracodawca roku”.

Jednak najważniejszym wskaźnikiem ukazującym sukces tejże kampanii jest wzrost wskaźników rekrutacyjnych. Zwiększył się ruch na stronie karierowej organizacji, co przełożyło się na większą ilość aplikujących. Początkowy niedobór pracowników, który wynosił 8% udało się pokryć z nadwyżką (biorąc pod uwagę także rotacje zatrudnionych).

        Myślę, że agencja MJCC miała twardy orzech do zgryzienia w postaci silnych stereotypów dotyczących McDonald’s, a przede wszystkim tych dotyczących zatrudnienia. Osobowość marki jest ściśle powiązana z charakterystyką fast foodu – szybko, niezdrowo, często na wynos. Praca w tej firmie cieszyła się złą sławą, co negatywnie wpłynęło na proces rekrutacyjny. Obietnice złożone w komunikatach reklamowych oraz ich poparcie realnymi, prostymi argumentami zostało dobrze przyjęte przez audytorium i pozwoliło jej zmienić perspektywę. Jest to krok milowy w PR wewnętrznym. Umiejętnie prowadzony employer branding, jako jedno z kluczowych działań, może podtrzymywać pozytywny wizerunek od środka organizacji na zewnątrz. Wizerunek „pracodawcy z wyboru” może być także mocnym filarem ekonomiczno-gospodarczym.

Autor: p. Ewelina Kowalewska

Bibliografia:

  1.   http://www.proto.pl/case-studies/praca-w-mcdonalds-kampania-employer-branding z dnia 07.12.18
  2.   https://www.forbes.pl/gospodarka/bezrobocie-w-lipcu-2018-r-dane-gus/l1fb9yl z dnia 06.12.18
  3.   https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/rynek-pracy/bezrobocie-rejestrowane/bezrobotni-zarejestrowani-i-stopa-bezrobocia-stan-w-koncu-sierpnia-2018-r-,2,73.html z dnia 06.12.18
  4.   https://sjp.pwn.pl/slowniki/makdonaldyzacja.html z dnia 06.12.18
  5.   Employer branding czyli zarządzanie marką pracodawcy. Uwarunkowania, procesy, pomiar, Łódź 2012
  6.   Raport z badania zrealizowanego przez Odyseja Public Relations we współpracy z firmą badawczą Mobile Institiute i domem mediowym Mexad
  7.   Employer branding. Budowanie wizerunku pracodawcy krok po kroku, Warszawa 2012

O tolerancji, a raczej jej braku

Tolerancja.

Jest to słowo, które raczej wszyscy znają. Oznacza wyrozumiałość dla odmienności. Jest to, między innymi, uszanowanie cudzych poglądów, wierzeń, uczuć, myśli. Wiele osób mówi, że są tolerancyjne, ale ile z nich tak naprawdę darzy bliźnich szacunkiem?

Istnieje wiele różnych sytuacji, w których możemy zaobserwować brak tolerancji. Część z nich widzimy, na przykład, w wiadomościach, Internecie, ale także możemy się z nimi spotkać nawet w naszym codziennym życiu.

Pierwszym przykładem jest brak tolerancji religijnej. Ludzie często krytykują inne wyznania, uważają za gorsze, chociaż tak naprawdę nigdy nie interesowali się poznaniem ich historii. Osoby innej wiary są źle traktowane.

Kiedyś na Twitterze zauważyłam wpis pewnej dziewczyny. Opisała ona niepotrzebny strach katolików, kiedy do tramwaju wsiadła osoba wyznająca inną religię. Prawdopodobnie była to muzułmanka. Niektórzy ludzie patrzyli na nią z góry lub bezpodstawnie osądzali. Myśleli, że niewinna kobieta jest terrorystką, chociaż wcale jej nie znali. Nawet nie pomyśleli, jak ona mogła się wtedy czuć.

Jak czuliby się ci ludzie na miejscu tej kobiety?

Kolejnym przykładem braku tolerancji jest niewłaściwe postrzeganie osób o innym kolorze skóry. Często słyszy się, jak niektórzy obrażają właśnie takie osoby. Dlaczego? Bo nie wiedzą, że na świecie są ludzie o innych karnacjach? Bo osoby o innym kolorze skóry się wyróżniają? Przecież są to tacy sami ludzie, jak my. Różnią się jedynie odcieniem skóry, a nie rozumem. Oni też mają uczucia i mogą ranić ich kierowane do nich słowa. Niestety – część osób nie zwraca na to uwagi.

Przejdźmy do tego, co dzieje się w niektórych szkołach. Zawsze znajdzie się jakaś rozpieszczona osoba, której rodzice dużo zarabiają. Taki ktoś często traktuje innych z góry, obraża ich i nie chce przyjaźnić się z trochę biedniejszymi koleżankami lub kolegami z klasy.

Czy to, że ktoś ma więcej pieniędzy, daje mu prawo do takiego zachowania?

Czasami zdarzają się sytuacje, gdy inni nie szanują zdania, myśli, uczuć drugiej osoby. Teoretycznie każdy ma prawo do wyrażania własnej opinii, ale jak jest w praktyce? Wiele osób nie mówi tego, co naprawdę myśli, ponieważ boi się, że ich zdanie nie będzie akceptowane przez resztę. Boją się, że zostaną wyśmiane.

Ostatnim przykładem braku tolerancji jest polityka. Władza nie zważa na potrzeby zwykłych ludzi. Rządzący okazują również brak zrozumienia w stosunku do najbardziej potrzebujących.

Świetnym przykładem może być dosyć głośna sprawa, która miała miejsce całkiem niedawno. Sopot chciał przyjąć dzieci, które ucierpiały i prawdopodobnie straciły rodziny podczas wojny w Aleppo. Miasto było gotowe zapewnić opiekę tym dzieciom. Władze państwowe niestety miały inne zdanie. Uważały, że obecność tych dzieci może zagrażać bezpieczeństwu naszego kraju.

Każdy człowiek, niezależnie od koloru skóry, poglądów, wiary, ma uczucia. Jest równie wrażliwy, jak ja i Ty. Pamiętaj, że jeśli okażesz komuś wyrozumiałość, dobro i ciepło własnego serca, kiedyś to wszystko do Ciebie wróci ze zdwojoną siłą.

Autor: Aleksandra Jabłońska

Korekta: Renata Łabędź

Ekonomiści vs informatycy – kto wygrał?

21.02.2019 r. pomiędzy Ia i IIb został rozegrany mecz. Pozostałe klasy mające wziąć udział w rozgrywkach, nie stawiły się.

Mimo tego, że owego dnia odbyło się tylko jedno spotkanie, emocji nie brakowało. Gra pomiędzy zawodnikami przeciwnych sobie drużyn była zarówno efektowna, jak i efektywna.

IIb mogła zacząć ją idealnie, gdyż Jakub Pilarski perfekcyjnie ustawił się do strzału na pustą bramkę, lecz niestety spudłował.

Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić – w 3. minucie Jakub Pikulik (Ia) po samotnej przebieżce trafił do bramki.

IIb mogła zremisować i już w 6. minucie- Łukasz Rymon miał do tego okazję, gdy przebywał sam na sam z bramkarzem, jednak ją zmarnował. Dwie minuty później drużyna wykonała rzut rożny, który okazał się szczęśliwym, gdyż piłka uderzyła w Jakuba Pikulika i wpadła do bramki, ustalając wynik na 1:1

Ia nie zamierzała remisować i chwilę później Jakub Pikulik Przemysław Łapiński strzelili kolejno po golu.

Po pierwszym meczu Ia prowadziła 3:1 i w drugiej połowie również nie odpuszczała. W 13. minucie Dominik Michalski pokonał Piotra Rembeckiego, ustalając wynik na 4:1.

Jednak na gola niezwykłej urody musieliśmy poczekać do 15. minuty, gdy Łukasz Rymon trafił do bramki strzałem z połowy boiska. Spowodowało to, że drużyna z IIb przegrywała już tylko 4:2.

Ładny gol informatyków mógł podnieść ich morale, jednak ich plany zremisowania z ekonomistami popsuł Jakub Pikulik, strzelając gola w 20. minucie.

Po ciekawej grze piłkarzy, spotkanie zakończyło się wynikiem 5:2 dla Ia.

 

Składy:

Ia:

  • Jakub Pikulik,
  • Dominik Michalski,
  • Bartosz Zych,
  • Przemek Łapiński,
  • Maks Jurek (wypożyczony z Ic).

IIb:

  • Jakub Pilarski,
  • Bartek Pankau,
  • Łukasz Rymon,
  • Artur Natoniewski,
  • Radosław Mikrut,
  • Piotr Rembecki.

Autor: Jakub Panek

Korekta: Renata Łabędź

Dzień Kota w Ekonomie

Dnia 18.02.2019r. w naszej szkole odbył się Dzień Kota przygotowany przez klasę IIIc.

Z tej okazji został zorganizowany konkurs na najfajniejsze zdjęcie z futrzastym przyjacielem. W dniach od 11.02. do 15.02. można było umieszczać konkursowe zdjęcia na specjalnie przygotowanym wydarzeniu na Facebooku. Zadaniem jury było wyłonienie zwycięzców i przyznanie im odpowiednich miejsc. W poniedziałek na długiej przerwie w auli odbyło się rozstrzygnięcie konkursu oraz rozdanie nagród.

Uczniowie, którzy tego dnia przyszli ubrani w charakterystyczne kocie atrybuty (wąsy, uszka, ogon) byli zwolnieni z pisania niezapowiedzianych kartkówek i odpowiedzi ustnych.

Mamy nadzieję, że miło spędziliście obchody kociego święta.

Autor: Wiktoria Stasik

Potęga muzyki

Już niedługo, bo za niecałe dwa tygodnie, obchodzona będzie kolejna rocznica urodzin Fryderyka Chopina. Jest to najwybitniejszy polski kompozytor, doskonały pianista i czołowy przedstawiciel muzyki epoki romantyzmu na świecie, dlatego w dzisiejszym artykule przedstawię Wam jego postać.  

Fryderyk Franciszek Chopin urodził się 1. marca 1810 roku w Żelazowej Woli. Kilka dni później, w pobliskim kościele odbyła się uroczystość chrztu świętego małego Fryderyka. Jesienią jego rodzice, Justyna i Mikołaj, zdecydowali się na przeprowadzkę do Warszawy. Tam zamieszkali w kamienicy na Krakowskim Przedmieściu. Kiedy na świat przyszła siostra  Fryderyka, rodzina Chopinów przeniosła się do większego mieszkania służbowego w Pałacu Saskim.

Przygoda Fryderyka z muzyką rozpoczęła się w wieku 4 lat. Wtedy też chłopiec, pod opieką swojej matki, zaczął powoli uderzać w klawisze fortepianu. Kilka lat później rodzice, widząc rodzący się w ich domu talent, zdecydowali się posłać syna na naukę gry do polskiego pianisty Wojciecha Żywnego.

Podczas lekcji Chopin uczony był techniki palcowania i tradycyjnego ułożenia ręki. Fryderyk bardzo chętnie grał utwory znakomitych barokowych kompozytorów, takich jak: Bach, Mozart czy Hummel. Marzył o tym, aby w przyszłości być równie dobrym kompozytorem. Chciał, żeby ludzie o nim kiedyś usłyszeli.

Chłopiec niechętnie odchodził od swojego ukochanego fortepianu. Zdarzały się dni, w których nawet przy nim zasypiał. Dzięki trudnym i wycieńczającym ćwiczeniom już w wieku 7 lat pisał własne kompozycje. Na swoim koncie miał wtedy kilka polonezów. Kariera Fryderyka nieustannie się rozwijała. Nowe utwory, koncerty, zarówno te rodzinne, jak i publiczne, sprawiały, że po kilku miesiącach niepozornego chłopca znała cała Warszawa. Wtedy też Frycek został zaproszony do pałacu Brühla, gdzie wystąpił przed księciem Konstantym.

W 1817 r. ukazał się pierwszy drukowany polonez w tonacji g-moll oraz „Marsz Wojskowy”, który był grywany w czasie ulubionych parad wojskowych księcia Konstantego. Rok później do Warszawy przyjechała rosyjska carowa Fiodorowna, której w darze Chopin postanowił dać swoje polskie tańce.

Życie Fryderyka mijało dość spokojnie. Powstawały nowe utwory, odbywało się coraz więcej koncertów na całym świecie. Taki stan rzeczy utrzymywał się aż do 10. kwietnia 1827 roku. Wtedy też umarła jedna z jego sióstr – Emilia. Młody kompozytor nie mógł się z tym pogodzić. W powrocie do normalnego życia pomogła mu muzyka.

Nie minęło pół roku, kiedy to rodzina Chopinów postanowiła po raz kolejny się przeprowadzić. Tym razem miejscem docelowym był pałac Czapskich.

Fryderyk w wieku 20 lat zdecydował się na wyprowadzkę. Postanowił, że 11. października zagra „pożegnalny” koncert w Teatrze Wielkim w Warszawie, który miał zakończyć jego karierę w ojczyźnie. Miesiąc później opuścił Polskę i dotarł do Francji, w której osiedlił się w przeciągu następnych kilku lat. Pierwszy koncert Chopina na terenie kraju miał miejsce dopiero 26. lutego 1832 roku w salonie Pleyel. Wtedy też polski kompozytor podbił serca mieszkańców Francji.

4 lata później Fryderyk poznał popularną wówczas malarkę – Marię Wodzińską, której kilka miesięcy później się oświadczył. W 1836 r. stała się rzecz niebywała. Rodzice kobiety sprzeciwili się ich związkowi. Powodem była poważna choroba Chopina – gruźlica. Ostatecznie zaręczyny zostały zerwane, a kompozytor zaczął się spotykać francuską pisarką George Sand.

Stan Chopina pogarszał się z roku na rok. Wtedy też George rozstała się z Fryderykiem. Od tego momentu artysta zawiesił swoją działalność muzyczną. Choroba z dnia na dzień robiła ogromne spustoszenie w jego organizmie. 17. października 1849 r. około godziny 2.00 zmarł.

Mimo iż śmierć nadeszła w tak młodym wieku, pozostawił nam bogatą gamę różnorodnych utworów muzycznych: preludia, mazurki, walce, polonezy i niesamowite etiudy. Na jego cześć odbywają się światowe Koncerty Chopinowskie w Łazienkach Królewskich i recitale pod pomnikiem Fryderyka Chopina.

My, Polacy, powinniśmy być dumni z takiej osobowości muzycznej, jaką był Fryderyk Chopin. To postać znana nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Jego utwory są słuchane, grywane i kochane przez wszystkich.   

Autor: Natalia Turkowiak

Korekta: Renata Łabędź

Źródło fotografii: https://unsplash.com/

Nietypowe hobby – wywiad z Maliną Łuczak

Wiktoria Stasik: Hej wszystkim! W dzisiejszym wywiadzie chciałabym Wam przedstawić Malinę, która ma nietypowe hobby. Cześć, Malina! Odpowiedziałbyś nam na kilka pytań?

 

Malina Łuczak: Cześć. Chętnie odpowiem.

 

S.: To może zacznijmy od początku. Czym się interesujesz i skąd się ta pasja wzięła?

 

Ł.: Jest to haftowanie. Od długiego czasu szukałam czegoś, w czym mogłabym się spełniać tworząc coś własnoręcznie, ale trudno było to coś znaleźć, bo – niestety – nie jestem obdarzona talentem plastycznym. Światełkiem w tunelu okazały się warsztaty haftu krajeńskiego zorganizowane przez panią Joannę Skierę. To właśnie tam panie zajmujące się tym od wielu lat pokazały mi  jak zacząć i o co tak naprawdę w tym chodzi. Po powrocie do domu dokończyłam pracę zaczętą na warsztatach. Potem zrobiłam jeszcze kilka innych i tak zostało do dziś.

 

S.: Jak długo się tym zajmujesz?

 

Ł.: Od roku.

 

W.S.: Jak znajdujesz czas na haftowanie będąc w trzeciej klasie technikum? Rezygnujesz z jakiś innych obowiązków czy zainteresowań?

 

Ł.: Nie mam z tym większego problemu. Robię to w wolnej chwili, jak tylko mam czas. Oczywiście, nie da się ukryć, że czasem wolałabym powyszywać niż zajmować się obowiązkami 😀

 

S.: Jakie emocje towarzyszą Ci podczas haftowania? Relaksujesz się przy tym?

 

Ł.: Jest to bardzo ciekawe pytanie, bo, wbrew pozorom, gama emocji przy tym zajęciu jest bardzo szeroka, zaczynając od nerwów, a kończąc na zadowoleniu. Na pewno jest to dla mnie jakaś forma relaksu, mogę posiedzieć w spokoju, posłuchać muzyki i skupić się na czymś innym niż codzienne zajęcia. Ale traktuję to też trochę jak pracę, zwłaszcza gdy robię coś na zamówienie.

 

S.: Czyli można składać u Ciebie zamówienia?

 

Ł.: Tak. Niektóre prace można już nawet kupić w naszym złotowskim muzeum.

 

S.: Będziemy mogli obejrzeć zdjęcia Twoich prac?

 

Ł.: Jasne. Zapraszam też na instagram @raspberry_embroidery – publikuję tam na bieżąco zdjęcia moich prac.

 

S.: Czy odpowiesz osobom zainteresowanym, jeżeli będą miały więcej pytań związanych z Twoim hobby?

 

Ł.: Z przyjemnością.

 

S.: Ze swojej strony bardzo dziękuję za wywiad i mam nadzieję, że nie jest on naszym ostatnim 😀

 

Ł.: Również mam taką nadzieję. Dziękuję.

 

Jeżeli macie pytania związane z zainteresowaniami naszej bohaterki,możecie je wysłać na adres: wista00@wp.pl (w tytule maila wpiszcie koniecznie: “Wywiad o hafcie”).

Chętnie opublikujemy na łamach Posted artykuł z odpowiedziami na nie.

Niżej możecie obejrzeć kilka prac Maliny 🙂

Autor: Wiktoria Stasik

Korekta: Renata Łabędź

Kilka słów na temat muzyki

W dzisiejszym artykule wypowiem się na temat muzyki oraz zrobię małą recenzję zespołów. Wiadomo, że idą święta i niekiedy każdy z nas, wykonując czynności domowe, słucha właśnie muzyki.

Poniżej zamieszczam kilka propozycji utworów, które mogą umilić nam przedświąteczne przygotowania.

Na pierwszy plan idzie Architects z ich najnowszą płytą “Holy Hell”.

Jest to majstersztyk z gatunku metalcore, bardzo przyjemny do słuchania.

Tematy poruszane w piosenkach są trafne i skłaniają do refleksji.

Dla zainteresowanych załączam ich video z piosenki pod tytułem “Royal Beggars”.

https://www.youtube.com/watch?v=HNpWuwSVyDk

Moją drugą propozycją na zimowe wieczory jest zespół Knower. Szczerze mówiąc, nie jestem w stanie określić gatunku muzycznego, jaki uprawia. Ten utwór po prostu jest, wszystko w nim spójne i cieszy ucho.

Znalazłem ten zespół całkiem niedawno, ale chyba było warto zabłądzić na YouTube 

Poniżej live sesh z piosenki “Time Traveler”.

Ostatnim moim zimowym typem jest już dość stary zespół. Mówię tu o formacji pod nazwą Slipknot i cóż – nie każdemu przypadnie do gustu ten gatunek muzyczny, ale trzeba powiedzieć jedno: jak na 20 – letni zespół, cały czas mają werwę i potrafią zabawić publikę. Trzeba też wspomnieć, że panowie będą grać w Polsce w dniu 25. czerwca na MysticFestival.

Wrzucam video do ich najnowszej piosenki “All Out Life”.

Autor: Kamil Gwiazdowski

Korekta: Renata Łabędź