Szukam świata, w którym człowiek człowiekowi człowiekiem

21 lipca świat cały świat obiegła wiadomość o samobójstwie Chestera Bennigtona, lidera zespołu Linkin Park. 41-letni wokalista powiesił się w swoim domu, w Kalifornii.

Nie sposób wyrazić słowami, jak wielką stratę odczuwają fani, a przede wszystkim – rodzina muzyka.

Warto jednak spojrzeć na jego śmierć z innej perspektywy. Może ona nabrać sensu, jeśli doprowadzi nas do rozmyślań i dyskusji na temat depresji – choroby, której objawy często są bagatelizowane, a która może doprowadzić człowieka na skraj upadku.

Chester w wielu wywiadach wspominał o dręczących go problemach sfery psychicznej, m.in.: „Doszedłem do momentu, w którym mogłem się poddać i umrzeć, albo walczyć o to, co chcę. Wybrałem walkę. Chciałem utrzymywać dobre kontakty. Chciałem kochać bliskich mi ludzi. Chciałem cieszyć się moją pracą. Chciałem się cieszyć ojcostwem, przyjaźniami i samym faktem, że budzę się rano. Bo wszystko to było dla mnie ciężarem.”

Spostrzegawczym nasuwa się pytanie: „Co tak naprawdę zabiło Chestera? Samobójstwo czy problemy, o których opowiadał publicznie, a których nikt nie traktował poważnie?”

Większość fanów zna, chociaż w niewielkim stopniu, życiorys Bennigtona. Jako dziecko był bardzo samotny – jego matka pracowała jako pielęgniarka, ojciec był policyjnym detektywem zajmującym się sprawami dotyczącymi molestowania nieletnich. Mały Chester wyrażał swoje negatywne uczucia poprzez sztukę – rysował, próbował tworzyć melodie. Jednocześnie Bennigton był wykorzystywany seksualnie przez członka rodziny, który miał się nim czasami zajmować. Większość z nas zdaje sobie sprawę z tego, że takie nadużycia kładą cień na przyszłość dziecka, które później może mieć problemy z akceptacją siebie, związkami, zaufaniem – wspomnienia są żywe i wracają jak bumerang w nieodpowiednich momentach życia. Chester wymieniał molestowanie jako jedną z przyczyn depresji chronicznej, na którą chorował. Chłopak wychowywał się w dysfunkcyjnej rodzinie. Mimo tego, że był aspirującym, pełnym motywacji muzykiem, rówieśnicy prześladowali go z tego powodu w szkole. Chester był pewnego rodzaju „popychadłem”, a jego jedynym ratunkiem była sztuka, w którą wciąż uciekał. Wychowywał się w słonecznej Arizonie, a jednak tworzył muzykę ponurą, ciężką, która potrafiła w pewien sposób opisać jego stan emocjonalny. Rozwijająca się kariera, okropne wspomnienia i wykluczenie ze środowiska rówieśników pchnęły Chestera w stronę narkotyków. Kiedy skończył 20 lat nie potrafił bez nich funkcjonować. Na krótko przed założeniem zespołu Linkin Park artysta wziął się w garść. Odstawił proszki i alkohol. W późniejszych latach w mediach nawoływał do wstrzemięźliwości. Zwracał szczególną uwagę na osoby młode i jako jeden z nielicznych nie bagatelizował ich problemów. W 2000 roku Linkin Park wydał swój debiutancki album pt. „Hybrid Theory”. Jest to najlepiej sprzedający się debiut w historii XXI wieku. Muzyka zespołu Linkin Park dociera do nastolatków na całym świecie. Młode pokolenie zwracało uwagę na autentyczność i energię pałającą od Chestera oraz na teksty utworów. Stany depresyjne prześladujące Bennigtona od dzieciństwa mają swoje odbicie w tekstach, m.in. znany nam wszystkim „Crawling” opowiada o braku kontroli nad uzależnieniem od narkotyków. Artysta w wywiadzie dla NME.com mówił: „Ironia zyskania sławy i fortuny polega na niemożliwości pozbycia się dzięki nim demonów przeszłości. To uczucie wynikające z możliwości pisania o tych doświadczeniach, śpiewania o nich, bardzo mi jednak pomaga. Każdy dzień ex-alkoholika jest walką z tym głosem z tyłu głowy, mówiącym – napij się, to tylko jedno piwo, nic się nie stanie, rozerwij się. Ale wiem, że nie jest fajnie być alkoholikiem, chamem i awanturnikiem. Wybieram trzeźwość”. 

Chester Bennigton, artysta, który dzięki swojej ciężkiej pracy stał się rozpoznawalny na całym świecie odszedł od nas 20 lipca pozostawiając żonę, szóstkę dzieci oraz całą rzeszę fanów.

Chester miał wszystko – rodzinę, ogólnoświatową karierę, pieniądze. Podziwiały go miliony osób na całym świecie. Mimo wszystkich złośliwości losu i przeszkód udało mu się osiągnąć sukces, o którym marzył. Czy można chcieć czegoś ponadto?

Jeśli przyjrzymy się bliżej jego życiorysowi, dostrzeżemy pewien fakt. Bennigton był bardzo samotny. Miał w środku pewnego rodzaju pustkę, przez którą nie był w stanie docenić piękna życia. W konsekwencji, to właśnie samotność pozbawiła go wszystkiego.

Samobójstwo Benningtona ukazuje, jak ciężką chorobą jest depresja. Pozbawia nas wielu rzeczy po kolei – przestajemy wierzyć w lepsze jutro, przez co nie mamy motywacji do działania i nie cieszymy się życiem, które odbiera nam w ostateczności. Może dzięki temu, co zrobił wokalista, dostrzeżemy samotność osób wokół nas. Może ta pani, którą codziennie rano widzisz w sklepie, a która nigdy się nie uśmiecha, po prostu potrzebuje chwili rozmowy, uśmiechu? A może chłopak z Twojej klasy, z którego zawsze się śmiejesz, naprawdę bierze to do serca i czuje się prześladowany? Może ktoś z Twojej rodziny nie radzi sobie ze swoimi problemami, a wszyscy go ignorują? Żyjąc w erze smartphonów często nie dostrzegamy potrzeb innych osób, co jest wręcz karygodne. Odłóż telefon i porozmawiaj. Wspieraj. Nie oczekuj niczego w zamian. Po prostu bądź człowiekiem, jakiego chciałbyś spotkać na swojej drodze.

Chester nas nie zawiódł. To właśnie my zawiedliśmy jego. Bardzo możliwe, że w podobny sposób zawodzimy naszych bliskich. Przestańmy być samolubni. Otwórzmy oczy.

Autor: Anita Karasińska

Źródła:

www.terazrock.pl

www.usmagazine.com

http://edition.cnn.com/entertainment

www.noizz.pl

wallsdesk.com – grafika

Szukam świata…” – Jarosław Borszewic