Czy na piłce nożnej da się zarobić?

Piłka nożna jest najpopularniejszym sportem na świecie. Jego pionierami są podobno Anglicy, którzy mieli stworzyć tę dyscyplinę pod koniec XIX wieku.

Początkowo w football grano najczęściej w miastach przemysłowych, na przykład w Manchesterze. Stanowiło to urozmaicenie dla osób szukających odpoczynku od codzienności. Popularność piłki nożnej z dnia na dzień coraz bardziej wzrastała, co spowodowało, że była znana już w znacznej części Europy, a z czasem na całym świecie.

W Ameryce Południowej football ma status „religii”. Dla Argentyńczyków piłkarze tacy  jak Maradona czy Messi są bohaterami narodowymi, a w Brazylii Pele jest bliski Bogu. W Afryce, Azji czy Australii również piłka nożna została dość mocno spopularyzowana.

W Ameryce Północnej jest zdecydowanie inaczej. W Meksyku ludzie kochają kopać piłkę, natomiast w USA sportami narodowymi jest koszykówka czy baseball.

Powoli jednak ta tendencja się zmienia, gdyż amerykańska liga piłkarska MLS wchodzi na coraz wyższy poziom. Kiedyś była traktowana jako liga dla emerytów z Europy, ale dzisiaj kluby ściągają coraz młodszych piłkarzy, co można nazwać postępem jakościowym amerykańskiej piłki nożnej.

Wszystkie te przykłady obrazują, że piłka nożna to najbardziej spopularyzowany i lubiany sport na świecie. A zatem, skoro football przyciąga tylu wielbicieli, to raczej jest dobrym sposobem na zarobienie dużej ilości pieniędzy.

Piłka nożna stanowi dzisiaj biznes. Pieniądze, które wiążą się z piłkarzami, klubami czy całymi ligami piłkarskimi są ogromne. Kiedyś znalazłem ciekawą informację na temat wypłacania przez zarząd owych lig pieniędzy dla drużyn. Na przykład, FA (angielski związek piłki nożnej) wypłaca klubowi, który spada z Premier League do Championship sumy w wysokości około 60 mln funtów! Takie pieniądze biorą się głównie z reklam, tudzież transmisji telewizyjnych. FA pobiera od stacji typu Sky Sports czy Canal+ pieniądze za transmisję meczów ligowych. Część z tych pieniędzy idzie do drużyn. W sezonie 2016/2017 FA wypłaciła łącznie 2,4 mld funtów. Stacja telewizyjna SKY za każdą jedną minutę transmisji wypłaca klubom 118 tys. funtów.

Można dojść do wniosku, że większość przychodów pochodzi od sponsorów. Jednak jest to dość nowa tendencja, ponieważ gdybyśmy spojrzeli parę lat wstecz, czegoś takiego jeszcze nie było. W latach 70. kluby piłkarskie płaciły firmom typu „Umbro” za koszulki albo buty. Później powoli wprowadzano zmiany, ponieważ kluby nawiązywały współpracę z innymi firmami. Piłkarze dostawali buty za darmo, ale i tak kluby na początek nowego sezonu musiały zakupić po 20, 30 par obuwia dla swoich zawodników.

Dla firm takich, jak Adidas był to najtańszy PR, jaki można sobie wyobrazić”–  to słowa Ricka Georga.

Ale czasy się zmieniły. Manchester United dostaje od firmy Chevrolet 47 mln funtów tylko za to, że ich logo widnieje na przodzie koszulek graczy. Do tego dochodzą jeszcze umowy z firmami sportowymi, które dostarczają sprzęt piłkarski i jeszcze dopłacają dodatkowe pieniądze, ażeby z niego korzystano podczas gry. Samo United współpracuje z 56 sponsorami. Real Madryt dostaje od firmy Emirates 70 mln euro również za umieszczenie ich nazwy na strojach zawodników.

Wielkie przychody kluby uzyskują z infrastruktury, dlatego prezesi często za pewną kwotę zmieniają nazwy stadionów na np. Allianz Arena, Etihad Stadium, Emirates Stadium czy INEA Stadion. Ich powierzchnia może być również używana w innych celach zarobkowych. MK Dons świadczy usługi hotelowe. Można wynająć pokoje z widokiem na płytę boiska. Na PGE Narodowym w Warszawie często organizowane są różne koncerty. Zakres organizowanych imprez na stadionach zależy jedynie od pomysłowości zarządu klubu.

Również duże zarobki uzyskiwane są z gadżetów klubowych. Różne drużyny piłkarskie zarabiają sporo na kubkach i czapkach, ale największy dochód przynoszą wcześniej wspomniane koszulki. Światowy dochód rynku replik koszulek piłkarskich (nie tylko klubowych, ale także reprezentacyjnych) opiewa na 5 miliardów dolarów rocznie. Znakomitą większość (ok. 70%) dzielą między siebie dwaj największy gracze – Nike i Adidas. Przypomina mi się tutaj sytuacja, kiedy Juventus kupił Cristiano Ronaldo z Realu Madryt za 100 mln dolarów. Połowa tej kwoty się zwróciła już po pierwszym dniu ze sprzedaży koszulek.

Powyżej przytoczone przykłady mogą potwierdzić tezę, że piłka nożna to wielki interes i warto w nią inwestować. Ale czy tak naprawdę jest?

William McGregor, szkocki sukiennik, który w 1888 roku założył Football League, prawdopodobnie jako pierwszy człowiek na świecie powiedział, że piłka nożna to wielki interes. To stwierdzenie stało się nieodłącznym elementem footballu. Mimo wszystko sądzę, że McGregor bardzo się mylił. W 1879 roku powstała brytyjska firma „BBA Aviation”. Początkowo wytwarzała w Dundee taśmy produkcyjne. Jednak po pewnym czasie zaczęła zajmować się przemysłem lotniczym (głównie tankowaniem, czyszczeniem czy naprawą samolotów). Ten rodzaj pracy był mało prestiżowy, jednak BBA znajduje się w indeksie FTSE 250. Oznacza to, że jest jedną z 250 największych spółek notowanych na londyńskiej giełdzie. W 2012 roku jej przychody wynosiły 1,34 mld funtów, a dochody przekraczały przed opodatkowaniem 80 milionów. Mimo wszystko, nie jest dużą firmą; dla porównania Royal Dutch Shell w 2010 roku osiągnęła 214 razy większe przychody.

Gdyby przychody BBA porównać z każdym klubem piłkarskim, to brytyjska firma lotnicza jest potęgą. Real Madryt we wrześniu 2013 roku wykazał rekordowe przychody w wysokości 520,9 mln euro (445 mln funtów). Jeśli chodzi o warunki piłkarskie to ten wynik jest najlepszym w historii, ale gdybyśmy porównali go z innymi firmami, to przychód Realu stanowi 1/3 przychodów BBA i jedynie 0,2% przychodów Shell. Matias Mottola, fiński analityk finansowy obliczył, że pod względem przychodów Real Madryt byłby dopiero 120. firmą w Finlandii.

Wcześniej przedstawiałem kluby piłkarskie wyłącznie w dobrym świetle, ale prawda jest taka, że ich zdecydowana większość ponosi same straty i często nie wypłaca akcjonariuszom dywidendy. W latach 90. XX wieku Alex Fynn stwierdził, że przeciętny klub z Premier League osiąga podobne obroty jak brytyjski supermarket, ale nie miał tutaj na myśli całej sieci sklepów, a jedynie położone za miastem Tesco.

Od tamtego czasu dużo się zmieniło. W 2012 przeciętny klub z Premier League osiągał obroty w wysokości 125 mln funtów. Istnieje ciekawa teza, która dotyczy tego “wielkiego interesu” piłki nożnej.

Ludzie narzekają, że zarabiamy za dużo, ale na sukcesach piłkarzy zarabia cały świat: czasopisma, stacje telewizyjne, przedsiębiorstwa” – powiedział kiedyś Demy de Zeeuw.

Tak naprawdę to świat zarabia na futbolu więcej niż sam futbol.

Może to dziwne zabrzmi, ale sposób na zarobienie pewnych pieniędzy w piłce nożnej nie został dostrzeżony przez prezesów klubów piłkarskich, a przez osoby związane z innymi branżami. Właśnie Rupert Murdoch zasugerował angielskim klubom transmisje meczów piłkarskich w telewizji, bo same na to nie wpadły. W latach 80. XX wieku Greg Dyke był prezesem stacji ITV Sport. Zaproponował on pięciu dużym klubom po milionie funtów za prawa do pokazywania meczów w telewizji. Sam Dyke mówi, że na dzisiejsze czasy ta kwota jest śmieszna, ale wtedy prezesom klubów piłkarskich oczy wyszły na wierzch z wrażenia. W 1992 roku Rupert Murdoch zaczął płacić około 60 mln funtów za prawa do pokazywania jednego sezonu rozgrywek Premier League. Dziś liga dostaje prawie 30 razy więcej.

Jednym z problemów prowadzenia klubu piłkarskiego jest to, że jeśli kluby chcą wygrywać puchary co sezon, to muszą wydawać kosmicznie dużo pieniędzy. Najlepsze kluby, na przykład Manchester City w mistrzowskim sezonie 2017/2018 wydał 317,5 mln funtów. Gdyby połączyć to z wysokimi zarobkami, często prowadzi to do wielkich strat.Podam tutaj teoretyczny przykład. Manchester City po mistrzowskim okresie dokonuje następnych transferów, żeby umocnić swoją kadrę, jednak kolejny sezon okazał się totalną klapą. Klub nie wygrał żadnego pucharu, a do tego nie zajął miejsca w lidze, które dałoby możliwość gry o puchary europejskie. Taki przebieg wydarzeń może doprowadzić do tego, że klub będzie osiągał coraz mniejsze przychody, jednak wydatki pozostaną takie same. Los ten spotkał polskie ugrupowania, takie jak Widzew Łódź czy Polonia Warszawa, które przez problemy finansowe traciły licencje na grę w Ekstraklasie i zostały zdegradowane do czwartej ligi, często bez stadionu, sponsorów czy większości piłkarzy.

Częstym czynnikiem prowadzącym do powyższych sytuacji jest prowadzenie klubu przez niekompetentne osoby. Zarządy zatrudniają trenerów, którym dają wolną rękę, wydają na nich ponad 100 mln funtów, a gra zespołu jest po prostu kiepska. Sporo osób mówi, że szkoleniowcy potrzebują czasu, minimum kilku sezonów, żeby osiągnąć stałą formę, ale prezesi zazwyczaj zwalniają ich po kilku miesiącach pracy. Potem przychodzi “młoda krew” z nowymi pomysłami na wydanie kolejnych milionów i tak w kółko.

Roman Abramowicz, prezes Chelsea powiedział, że prowadzi klub nie po to, żeby zarabiać, tylko po to, aby być tą częścią świata piłki nożnej. On sam wie, że trudno na tym zarobić, więc dokłada do biznesu z własnych funduszy (z wydobycia ropy lub ze sprzedaży broni, chociaż to drugie to tylko plotki). Natomiast prezes Arsenalu, Chips Keswick od czasu kupna klubu ani razu nie dołożył do biznesu z własnych pieniędzy. Ale porównajmy zdobycze obu tych klubów. Arsenal od 2013 roku wygrał 3 puchary FA Cup oraz 3 tarcze wspólnoty. Roman Abramowicz zarządza Chelsea od 2003r. i od tego czasu wygrał 1 ligę mistrzów, 1 ligę europy, 5 mistrzostw Anglii, 5 pucharów FA Cup, 3 puchary ligi. Czas zarządzania klubem Abramowicza jest znacznie dłuższy niż Keswicka, ale przez ostatnie 5 lat to właśnie Chelsea zdobywała ważniejsze puchary.

Wniosek jest taki, że kluby piłkarskie są tak naprawdę małymi przedsiębiorstwami, które można kupić, ale trzeba ciągle w nie inwestować. Owszem, można byłoby co roku wygrywać wszystkie puchary, zatrudniając tanich zawodników o małych płacach, ale taki przebieg wydarzeń jest mało prawdopodobny lub krótkoterminowy. Teoretycznie istnieją bardziej śmiałe kroki, na przykład sprzedaż piłkarzy, ale są one po prostu nieopłacalne.  Prawda jest taka, że jeżeli chce się wygrywać znaczące puchary, to trzeba wydawać więcej pieniędzy niż się zarabia.

Artykuł w głównej mierze został napisany w oparciu o informacje z  “Futbonomii” autorstwa Simona Kupera i Stefana Szymańskiego.

Autor: Jakub Panek

Korekta: Renata Łabędź

Mecz o dwóch twarzach

Czwartkowy mecz rozegrany między klasą IIIe a klasą Ia wzbudził ogromne emocje zarówno u zawodników, jak i u kibiców.

Już w 1. minucie Adrian Fijałkowski (IIIe) błyskawicznie przebiegł pod bramkę rywala i umieścił piłkę w siatce, dając tym samym przewagę jednego gola swojej drużynie.

Ia postanowiła jednak jak najszybciej odebrać przeciwnikowi przewagę. Jako pierwszy podjął się tego Przemek Łapiński, lecz bramkarz klasy IIIe uratował drużynę przed utratą dominującej pozycji.

Dwie minuty później zdecydował się na to również Jakub Pikulik, ale i jemu nie udało się zdobyć gola. Jeszcze w tej samej minucie została zainicjowana  próba strzału przez Adriana Fijałkowskiego, jednakże trafił w słupek.

Kiedy drużyna Ia ponownie przejęła piłkę podjęła się trzeciej już próby wyrównania wyniku. W 6. minucie padł wyczekiwany przez nią gol autorstwa Bartosza Zycha. Dwie minuty później na listę strzelców wpisał się także Dominik Michalski, który przez złe podanie bramkarza przeciwników przejął piłkę i szybkim kopnięciem umieścił ją w siatce, dając tym samym przewagę klasie Ia.

Minutę później Adrian Fijałkowski doznał bolesnego urazu i zszedł z boiska. Jednak pomimo kontuzji nie opuścił swojej drużyny i po rozpoczęciu drugiej połowy wrócił do gry.

W ciągu tych kilku minut padł gol dla klasy Ia, którego strzelił z ostrego kąta Jakub Pikulik.

Chwilę później piłkę przejęła IIIe. Na strzał nie musieliśmy długo czekać, ponieważ padł strzał ze strony Adriana Fijałkowskiego na pustą bramkę. Trafił on jednak w słupek. W 16. minucie celny strzał na pustą bramkę oddał Dominik Michalski. Klasa Ia prowadziła wówczas 4:1.

Gra z minuty na minutę stawała się coraz brutalniejsza. Nikomu nie umknął konflikt pomiędzy Adrianem Fijałkowskim a Jakubem Pikulikiem, który z czasem zamienił się w szarpaninę. Sędzia szybko jednak zareagował, rozdzielając popychających się zawodników.

W kolejnych minutach napięcie rosło i padły trzy gole, w tym dwa autorstwa Jakuba Pikulika, a jeden strzelony  przez Bartosza Zycha po błędzie bramkarza.

Minutę przed zakończeniem meczu na listę strzelców próbował wpisać się również Bartek Zdrenka, lecz trafił w słupek.

Spotkanie zakończyło się wygraną klasy Ia z wynikiem 7:1.

Drugi mecz, w porównaniu do pierwszego, był rozczarowujący. Zarówno tempo, jak i emocje były niskie. W pierwszej połowie jedynym zdarzeniem wartym odnotowania była próba strzału Jakuba Pilarskiego (IIb), który został obroniony przez bramkarza przeciwników.

Na szczęście druga połowa zaczęła się z wysokiego „C” i w 11. minucie Michał Korczak strzelił gola z woleja. Następnie w 16. minucie Artur Natoniewski wykonał podanie prostopadłe górą przez całe boisko niczym David Beckham, aczkolwiek Jakub Pilarski źle przyjął piłkę i wyszła ona poza linię autu bramkarskiego.

Mimo to, zawodnik zrekompensował swoją wpadkę i w 18. minucie strzelił gola na pustą bramkę.

Po tym wydarzeniu klasa Ib przycisnęła swoich kolegów i złapali kontakt w 20. minucie po golu Karola Piocha.

Mecz zakończył się wynikiem 2:1 dla klasy IIb.

Składy:

IIIe:

  • Adrian Fijałkowski,
  • Maciej Koska,
  • Bartek Zdrenka,
  • Mikołaj Kozieł (wypożyczony z Ic),
  • Krystian Zakrzewski (wypożyczony z IIIc).

Ia:

  • Jakub Pikulik,
  • Dominik Michalski,
  • Bartosz Zych,
  • Maks Jurek (wypożyczony z Ic),
  • Przemek Łapiński (wypożyczony z IId).

Ib:

  • Karol Pioch,
  • Szymon Migawa,
  • Mateusz Winiarski,
  • Wojtek Bieluszko.

IIb:

  • Artur Natoniewski,
  • Piotr Rembecki,
  • Jakub Pilarski,
  • Michał Korczak.

Autorzy: Jakub Panek i Klaudia Radtke

Korekta: Renata Łabędź

W poszukiwaniu pracy

 

Zapewne zastanawiasz się, zwłaszcza będąc w klasie maturalnej, jak będzie wyglądać Twoja przyszła praca. A może masz już wygórowane oczekiwania, którym chciałbyś sprostać lub marzenia czekające na ich spełnienie?

Możliwe, że już odkryłeś swoje powołanie i czujesz się w stu procentach gotowy do uczestnictwa w rozmowie kwalifikacyjnej do swojej idealnej pracy – gratuluję.

Natomiast jeżeli jeszcze go nie znasz i chcesz sprawdzić się w takiej czy innej pracy, to istnieje wiele ciekawych sposobów, aby Twój potencjalny pracodawca dobrze rozpatrzył przesłane CV.

Przede wszystkim, musisz pokazać zatrudniającemu, że jesteś gotów dać z siebie wszystko, a owa praca Cię usatysfakjonuje i będziesz dawał z siebie wszystko. W końcu pozytywne myślenie liczy się najbardziej, czyż nie?

W tej części artykułu postaram się przekazać Tobie najlepsze porady dotyczące poszukiwania pracy oraz pisania listu motywacyjnego i CV.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I etap – poszukiwanie ogłoszeń o pracę

W zależności od tego, czego potencjalny pracodawca będzie od Ciebie oczekiwał, musisz postarać się ukazać swą “wyższość” nad innymi kandydatami oraz zrobić na nim dobre wrażenie. I nie mówię tutaj o długiej liście ukończonych kierunków studiów, ciągnącej się przez kilka kartek Twojego CV, bo one, wbrew pozorom, nie są najważniejsze.

Zaczynając od początku: gdzie najlepiej szukać ofert pracy? Zapewne pierwszą myślą, która przychodzi Ci do głowy jest Internet. Warto jednak zajrzeć jeszcze do gazet, ponieważ i tam czają się wcale niemałe ilości ogłoszeń.

Przeglądając kolejne wiersze w oknie swojej przeglądarki natknęłam się również na pojęcie targów pracy. Słyszeliście o nich? Jeżeli nie, to zajrzyjcie koniecznie tutaj:

https://www.employear.com/targi-pracy-2019.html

Przyznam, że bardzo mnie zaciekawiła ta opcja, ponieważ stanowi jeden z najlepszych sposobów na znalezienie dobrej pracy. Jedynym minusem tego typu poszukiwań jest to, że są organizowane w większych miastach, co może stanowić kłopot dla osób mieszkających w mniejszych miejscowościach.

Inną propozycją, która może się dobrze sprawdzić w procesie poszukiwania zatrudnienia są znajomości. Metoda wcale nie najnowsza, ale równie skuteczna. Warto wyrabiać sobie “wtyki” wśród dobrych fachowców, ponieważ nigdy nie wiadomo, jak potoczy się nasze życie i kiedy się one przydadzą. A jednak znajomi chętnie nam pomogą, nieprawdaż? 😉

Znalazłeś już idealną ofertę pracy?

Świetnie! Idziemy zatem napisać CV 🙂

II etap – przygotowanie najważniejszych dokumentów

Wyobraź sobie, że siedzisz na miejscu pracodawcy, który musi przejrzeć dużo CV wysłanych przez kandydatów, ale kompletnie nie masz na to czasu.

Wniosek jest prosty – pisz krótko, zwięźle i na temat!

Jeżeli koniecznie chcesz pochwalić się swoimi osiągnięciami i kwalifikacjami, napisz je tak, by wyróżniały się od reszty. Pracodawca przeglądając Twoje dokumenty nie będzie w stanie ich pominąć wzrokiem, nawet jeśliby chciał. Pamiętaj jednak o tym, że zastosowanie intensywnych kolorów i ogromnych czcionek się tu nie sprawdzi.

Jaką fotografię umieścić w rogu CV? Fotkę z wyjazdu na Malediwy, pod palmami, z miłością swojego życia, czy może z siłowni, by pokazać Twoją męskość i siłę? Jeżeli szukasz pracy modela to owszem, ale niekoniecznie, gdy starasz się o stanowisko biurowe 😉

Najlepiej sprawdzi się tutaj zdjęcie zrobione przez profesjonalnego fotografa, który doskonale wie, jakie parametry zastosować.

Jeśli jesteś żądny większej wiedzy na ten temat, zajrzyj koniecznie w linki poniżej:

 

https://www.employear.com/jak-napisac-cv.html

https://www.employear.com/jak-napisac-skuteczne-cv.html

https://www.employear.com/zdjecie-w-cv-zalaczac-je-czy-nie.html

https://www.employear.com/wzory-cv-ktore-pokochasz.html

Klauzula o ochronie danych osobowych – czym jest?

Najprościej mówiąc, jest to wyrażenie zgody na przetwarzanie naszych danych osobowych. Stanowi ono bardzo ważny element przesłanego CV, ponieważ bez niej nie można rozpocząć procesu rekrutacji.

https://www.employear.com/klauzula-w-cv.html

Pracodawca może również oczekiwać od Ciebie listu motywacyjnego, którym jest nic innego, jak opis Twojej osoby. Każdy z nas chciałby pokazać siebie z jak najlepszej strony, aczkolwiek są pewne granice. Przede wszystkim, nie powinieneś przedstawiać w nim swoich negatywnych cech, ponieważ wiadomo, że wszyscy ludzie je posiadają. Jak sama nazwa mówi, musisz zmotywować swojego potencjalnego szefa do zatrudnienia Ciebie, a nie go zniechęcić!

Uwaga!

Nie kłamiemy! Nie twierdzę, że chciałbyś to zrobić, jednak gdyby przyszedł Ci ten pomysł do głowy, to odpuść. Nie ma sensu idealizować siebie samego, 

ponieważ i tak w przyszłości wyjdzie to na jaw. Pamiętaj, że pracodawca ma prawo do sprawdzenia poziomu podanych przez Ciebie w CV umiejętności językowych oraz tych, które nabyłeś na kursach i zapewne nie omieszka tego zrobić.

List motywacyjny ma stanowić piękną wizytówkę Twojej osoby, więc pomyśl o tym, jak szczerze dokonać autoprezentacji, by uniknąć potencjalnych “wpadek”.

Tutaj znajdziecie przykładowe wzory listów motywacyjnych oraz inne informacje na ich temat:

https://www.employear.com/list-motywacyjny-anty-wzor.html

https://www.employear.com/wzory-listow-motywacyjnych.html

https://www.employear.com/jak-pisac-list-motywacyjny.html

Dziękuję za przeczytanie tego artykułu i zapraszam na kolejną część, w której poznasz ciekawostki na temat rozmowy kwalifikacyjnej i metod autoprezentacji oraz dowiesz się, jakie są najważniejsze czynniki, na które pracodawca zwróci szczególną uwagę w procesie zatrudnienia!

Artykuł został zrealizowany w ramach współpracy z https://www.employear.com

Autor: Karolina Możdżeń

Korekta: Renata Łabędź

Grafika: https://pixabay.com/pl/

 

Employer branding w polskiej kampanii McDonald’s

Czasy ustawionych w długich kolejkach ludzi, czekających po numerek w urzędach pracy, minęły. W aktualnych badaniach GUS-u z końca sierpnia 2018 r., dotyczących stopy bezrobocia w Polsce przeczytamy, że zarejestrowanych bezrobotnych mamy średnio 5,8%. Najniżej jest w regionie stołecznym – 2,6%, a np. w województwie wielkopolskim to 3,3%. To najniższe wartości na przestrzeni 27 lat. Rynek pracy zmienił się na tyle, że przeciętny człowiek szukający pracy to już nie osoba długotrwale bezrobotna (ci zwykle są trudni do zaktywizowania zawodowego), a częściej człowiek zmieniający pracę ze względu na chęć poprawy warunków. Oznacza to, że „praca szuka człowieka” i to właśnie ta szeroko rozumiana praca stara się napisać możliwie najlepsze CV.

W moim artykule chciałabym zająć się stosunkowo młodym zagadnieniem, jakim jest tzw. employer branding, czyli kształtowanie pozytywnego wizerunku pracodawcy, który ma być widziany jako „pracodawca z wyboru”. Termin ten został wprowadzony w latach 90. ubiegłego wieku. Prekursorem tejże idei jest Simon Barrow, autor książki The employer brand: Bringing the best of brand management to people at work. Definicja Barrowa mówi, że employer branding to wszystkie działania, jakie podejmuje organizacja, skierowane do obecnych oraz potencjalnych pracowników, mające na celu budowanie jej wizerunku jako atrakcyjnego pracodawcy, a także wspierające jej strategiczne cele biznesowe. Opisywane zagadnienie jest z pogranicza dziedzin HR i public relations i nie powstało oczywiście w chwili opisania go przez badacza. Firmy i organizacje od zawsze starały się zatrudniać w sposób nieprzypadkowy i otaczały się wykwalifikowaną kadrą, która dawała i daje przewagę na rynku biznesowym. Nie możemy także oderwać employer brandingu od płaszczyzny kulturowej i poziomu ekonomicznego społeczeństwa. Te aspekty mają duże znaczenie w doborze narzędzi budowania wizerunku pracodawcy. Należy o tym pamiętać podczas planowania strategii przedsiębiorstwa. Kampania, której poświęcam moją pracę odbyła się w Polsce i objęła swoim zasięgiem niejednorodną grupę docelową. Szczegóły strategii MCDonald’s, formy budowania wizerunku dobrego pracodawcy, jakie zastosowali i efekty przedstawiam poniżej.

McDonald’s, amerykańska sieć barów szybkiej obsługi, pomimo szerokiej ekspansji marki boryka się z różnymi problemami wizerunkowymi. Organizacje dbające o prawa zwierząt zarzucają firmie nieodpowiednie warunki chowu i uboju bydła i drobiu. Firma ma za sobą szum medialny dotyczący nieletnich pracowników z Hongkongu wyzyskiwanych przy produkcji zabawek do zestawów HappyMeal. Powstało także pojęcie „makdonaldyzacji” w odniesieniu do zjawiska polegającego na uniformizacji życia społecznego, schematyzacji wszelkich zachowań ludzi oraz standaryzacji oferowanych im produktów i usług, które mimo kilku praktycznych zalet oceniam raczej negatywnie przez wzgląd na dehumanizację jednostki. Postrzeganie marki McDonald’s przez pryzmat jednolitych standardów obsługi i konsekwentnie stosowanej identyfikacji wizualnej dla laika poszukującego pracy nie jest raczej spotykane. Przeciętny odbiorca marki kojarzy ją z szybkim i śmieciowym jedzeniem, co przekłada się na wizerunek pracodawcy – kojarzy się z niezbyt dobrze płatną pracą, pracą „na chwilę”, pracą mało prestiżową. Przyjęło się nawet porównanie w środowisku studenckim dotyczące „pracy w Maku”, jako pracy najmniej pożądanej dla osób z wykształceniem wyższym.

Kandydaci aplikujący do firmy mają coraz większe wymagania co do pożądanego stanowiska. Gdyby wziąć pod uwagę grupę „polskich milenialsów”, którzy w 2014 r. stanowili około 11 mln mieszkańców naszego kraju, można szybko dojść do wniosku, że wizerunek McDonald’s jako pracodawcy nie wpisuje się w ich aspiracje. W wielu artykułach na temat pokolenia Y przeczytamy o wysokim poziomie jego wykształcenia, co przekłada się na wysokie wymagania względem stanowiska pracy. Igreki mają wysokie poczucie własnej wartości, co nie zawsze idzie w parze z realnym doświadczeniem zawodowym, życiowym. Liczy się dla nich work-life balance, dbają o granice między życiem prywatnym a pracą. Nie są oni lojalni wobec organizacji, pragną poczucia głębszego sensu pracy zawodowej. Trudno o to w barze szybkiej obsługi. Dodatkowym problemem marki McDonald’s było kojarzenie baru jako miejsca zatrudnienia wyłącznie dla osób młodych.

Rozwój gospodarczy przyczynił się do powstania silnej konkurencji na rynku gastronomicznym. Wspomniany wcześniej niski poziom bezrobocia w Polsce oraz częste rotacje pracowników także wpłynęły negatywnie na niskie zatrudnienie w McDonald’s, firmie, która rozwija się w zawrotnym tempie.

Kampania employer branding McDonald’s przygotowana głównie przez agencję MJCC miała na celu zwiększenie ilości aplikacji na stanowiska pracy oferowane przez firmę. W związku z tym skupiono się na działaniach zewnętrznych: obaleniu stereotypów w określonych segmentach, które najbardziej zagrażały marce pracodawcy. Młodzi ludzie nie kojarzyli firmy jako miejsca pracy z możliwościami rozwoju, natomiast starsi widzieli na stanowiskach pracy tylko młode osoby. Dodatkowym elementem strategii było działanie wewnątrz firmy – poszerzenie zjawiska tzw. employee advocacy, tj. polecania miejsca pracy przez samych zatrudnionych.

Zanim rozpoczęła się właściwa kampania, prowadzono kilkumiesięczne prace strategiczne. Przebadano pracowników firmy na każdym szczeblu organizacji: od pracowników restauracji, poprzez stanowiska kierownicze, zarządcze, a także franczyzobiorców. Wykorzystano do tego badania ilościowe i jakościowe. Ważne było także, by sprawdzić, jak patrzą na organizację potencjalni kandydaci na pracowników w procesie rekrutacji i czy obecnie zatrudnieni polecają na zewnątrz pracę w firmie. W wyniku tychże działań powstała kampania pt. „Witamy w zespole McDonald’s”. Obecni pracownicy firmy stali się aktywnymi „adwokatami” organizacji, użyczając tym samym swoich wizerunków w reklamach. Skupiono się na realistycznym ukazaniu zatrudnienia w barze szybkiej obsługi oraz znacznie poszerzono grupę docelową. Kampania rozpoczęła się w październiku 2017 roku, jednak ma ona charakter ciągły i niektóre jej elementy są kontynuowane.

Komunikaty reklamowe w ramach kampanii employer brandingowej były proste i dopasowane do różnych segmentów. Zastosowano argumenty odpowiadające na potrzeby przyszłych pracobiorców. Na przykład dla osób dojrzałych ważne są m. in. stabilne zatrudnienie na umowę o pracę oraz szacunek w miejscu pracy – to podkreślano w komunikatach do nich kierowanych. Wśród najważniejszych kanałów medialnych znalazła się telewizja 4Fun.tv i przygotowane dla nich niereżyserowane spoty; blog i kanał na Instagramie ukazujące pracę w „Maku” od kuchni – skierowane do młodszego segmentu. Następnie wykorzystano prasę, a szczególnie magazyny kobiece i gazety lokalne – czyli typowe medium dla dojrzałej grupy docelowej. Zaangażowano także lokalnych franczyzobiorców.

Efekty strategii employer brandignowej są dość znaczące. W regularnym badaniu konsumentów parametr „good employer” skoczył o 3 punkty procentowe w porównaniu z poprzednim rokiem. McDonald’s zostało docenione przez środowiska akademickie i pracownicze, zyskując wysokie pozycje w rankingach pracodawców, np. firma znalazła się w pierwszej dziesiątce najlepszych pracodawców w zestawieniu „Pracodawca roku”.

Jednak najważniejszym wskaźnikiem ukazującym sukces tejże kampanii jest wzrost wskaźników rekrutacyjnych. Zwiększył się ruch na stronie karierowej organizacji, co przełożyło się na większą ilość aplikujących. Początkowy niedobór pracowników, który wynosił 8% udało się pokryć z nadwyżką (biorąc pod uwagę także rotacje zatrudnionych).

        Myślę, że agencja MJCC miała twardy orzech do zgryzienia w postaci silnych stereotypów dotyczących McDonald’s, a przede wszystkim tych dotyczących zatrudnienia. Osobowość marki jest ściśle powiązana z charakterystyką fast foodu – szybko, niezdrowo, często na wynos. Praca w tej firmie cieszyła się złą sławą, co negatywnie wpłynęło na proces rekrutacyjny. Obietnice złożone w komunikatach reklamowych oraz ich poparcie realnymi, prostymi argumentami zostało dobrze przyjęte przez audytorium i pozwoliło jej zmienić perspektywę. Jest to krok milowy w PR wewnętrznym. Umiejętnie prowadzony employer branding, jako jedno z kluczowych działań, może podtrzymywać pozytywny wizerunek od środka organizacji na zewnątrz. Wizerunek „pracodawcy z wyboru” może być także mocnym filarem ekonomiczno-gospodarczym.

Autor: p. Ewelina Kowalewska

Bibliografia:

  1.   http://www.proto.pl/case-studies/praca-w-mcdonalds-kampania-employer-branding z dnia 07.12.18
  2.   https://www.forbes.pl/gospodarka/bezrobocie-w-lipcu-2018-r-dane-gus/l1fb9yl z dnia 06.12.18
  3.   https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/rynek-pracy/bezrobocie-rejestrowane/bezrobotni-zarejestrowani-i-stopa-bezrobocia-stan-w-koncu-sierpnia-2018-r-,2,73.html z dnia 06.12.18
  4.   https://sjp.pwn.pl/slowniki/makdonaldyzacja.html z dnia 06.12.18
  5.   Employer branding czyli zarządzanie marką pracodawcy. Uwarunkowania, procesy, pomiar, Łódź 2012
  6.   Raport z badania zrealizowanego przez Odyseja Public Relations we współpracy z firmą badawczą Mobile Institiute i domem mediowym Mexad
  7.   Employer branding. Budowanie wizerunku pracodawcy krok po kroku, Warszawa 2012

Gra na chaos!

28.02.2019 r. odbyły się dwa mecze: pomiędzy IVc i Ic oraz IIa i IIIc.

Pierwszy mecz rozpoczęła klasa IVc. Już w pierwszych dwóch minutach Marcin Justyna strzelił dwa gole!

Ic, starając się nadrobić stratę, niebezpiecznie zbliżyła się do bramki przeciwnika. Przy pierwszej próbie nie udało się do niej trafić, ale za to w kolejnej minucie Jakub Pikulik zmniejszył przewagę przeciwników, strzelając gola kontaktowego.

Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 2:1 dla IVc .

Drugą połowę rozpoczęła klasa Ic i już w pierwszej minucie, ponownie Jakub Pikulik celnym strzałem wyrównał wynik na 2:2. Chwilę później Aleksander Maciejewski (IVc) zdobył gola, zyskując przewagę. 30 sekund przed końcem meczu Ic miała szansę zremisowanie ze starszymi kolegami, jednak bramkarz przeciwników obronił ich atak, co spowodowało, że mecz zakończył się wynikiem 3:2 dla klasy IVc.

Następny mecz pomiędzy IIa i IIIc charakteryzował się chaotyczną grą obu zespołów, które skupiały się jedynie na strzelaniu bramek. Tutaj bardzo wykazała się klasa IIa, która już w 5. minucie gry wygrywała 2:0. Najpierw Michał Kraczkowski, znany również jako Krakers, wykorzystał podanie od Michała Budnika i w kilka sekund pięknym strzałem umieścił piłkę w siatce. Kolejną bramkę klasa IIa zawdzięcza właśnie Michałowi Budnikowi, który dzięki dobrze skonstruowanej akcji w ciągu kilku kolejnychminut strzelił gola.

Klasa IIIc nie zamierzała się jednak poddać. Chwilę po drugiej straconej bramce, Dawid Biecki zmniejszył przewagę przeciwników pięknym strzałem. Jednak gdy piłkę przejęła IIa, Michał Budnik strzelił gola po raz trzeci. Na listę strzelców wpisał się również Kamil Strofowski, zdobywając gola dla swojej drużyny w 8. minucie gry. Próby tej podjął się również Mikołaj Król minutę później, lecz piłka odbiła się od słupka, a chwilę później rozległ się sygnał kończący połowę.

W drugiej połowie zdecydowanie lepsza była gra klasy IIIc, która starała się nadrobić stracone w pierwszej połowie bramki. Już w pierwszej minucie mógł zostać oddany dobrze zapowiadający się strzał, lecz bramkarz klasy IIa uratował drużynę przed stratą gola.

Kolejnej próby podjął się Kamil Strofowski. Wystrzelona piłka odbiła się jednak od słupka, po czym wróciła do strzelca, który podjął się drugiej próby uzyskania punktu dla drużyny z podobnym skutkiem. Klasa IIa, po odebraniu piłki przeciwnikom, starała się zdobyć kolejnego gola, lecz IIIc szybko odebrała im na to nadzieję. W 5. minucie padł drugi gol dla IIIc, którego strzelił Krystian Zakrzewski. Chwilę później, kolejnym strzelcem okazał się Kamil Strofowski, a zaraz potem Mikołaj Król, który przechylił szalę zwycięstwa na stronę klasy IIIc.

Kilka sekund przed zakończeniem meczu gola zdobył ponownie Krystian Zakrzewski, zdobywając przewagę trzech bramek dla swojej drużyny.

Mecz zakończył się wynikiem 6:3 dla IIIc.

Składy:

IVc:

  • Tymoteusz Wojciechowski
  • Aleksander Maciejewski
  • Michał Krause
  • Dawid Jakóbczyk
  • Marcin Justyna

Ic:

  • Hubert Nowakowski
  • Jakub Judziński
  • Maksymilian Jurek
  • Jakub Pikulik (wypożyczony z Ia)
  • Mikołaj Kozieł

IIa:

  • Michał Budnik,
  • Michał Kraczkowski,
  • Jakub Panek,
  • Mikołaj Kasprzyk (wypożyczony z IIe),
  • Maks Jurek (wypożyczony z Ic).

IIIc:

  • Dawid Biecki,
  • Kamil Stofrowski,
  • Krystian Zakrzewski,
  • Mateusz Skała,
  • Paweł Blicharz,
  • Mikołaj Król (wypożyczony z IId).

Autorzy: Jakub Panek i Klaudia Radtke

Korekta: Renata Łabędź

 

 

 

 

 

O tolerancji, a raczej jej braku

Tolerancja.

Jest to słowo, które raczej wszyscy znają. Oznacza wyrozumiałość dla odmienności. Jest to, między innymi, uszanowanie cudzych poglądów, wierzeń, uczuć, myśli. Wiele osób mówi, że są tolerancyjne, ale ile z nich tak naprawdę darzy bliźnich szacunkiem?

Istnieje wiele różnych sytuacji, w których możemy zaobserwować brak tolerancji. Część z nich widzimy, na przykład, w wiadomościach, Internecie, ale także możemy się z nimi spotkać nawet w naszym codziennym życiu.

Pierwszym przykładem jest brak tolerancji religijnej. Ludzie często krytykują inne wyznania, uważają za gorsze, chociaż tak naprawdę nigdy nie interesowali się poznaniem ich historii. Osoby innej wiary są źle traktowane.

Kiedyś na Twitterze zauważyłam wpis pewnej dziewczyny. Opisała ona niepotrzebny strach katolików, kiedy do tramwaju wsiadła osoba wyznająca inną religię. Prawdopodobnie była to muzułmanka. Niektórzy ludzie patrzyli na nią z góry lub bezpodstawnie osądzali. Myśleli, że niewinna kobieta jest terrorystką, chociaż wcale jej nie znali. Nawet nie pomyśleli, jak ona mogła się wtedy czuć.

Jak czuliby się ci ludzie na miejscu tej kobiety?

Kolejnym przykładem braku tolerancji jest niewłaściwe postrzeganie osób o innym kolorze skóry. Często słyszy się, jak niektórzy obrażają właśnie takie osoby. Dlaczego? Bo nie wiedzą, że na świecie są ludzie o innych karnacjach? Bo osoby o innym kolorze skóry się wyróżniają? Przecież są to tacy sami ludzie, jak my. Różnią się jedynie odcieniem skóry, a nie rozumem. Oni też mają uczucia i mogą ranić ich kierowane do nich słowa. Niestety – część osób nie zwraca na to uwagi.

Przejdźmy do tego, co dzieje się w niektórych szkołach. Zawsze znajdzie się jakaś rozpieszczona osoba, której rodzice dużo zarabiają. Taki ktoś często traktuje innych z góry, obraża ich i nie chce przyjaźnić się z trochę biedniejszymi koleżankami lub kolegami z klasy.

Czy to, że ktoś ma więcej pieniędzy, daje mu prawo do takiego zachowania?

Czasami zdarzają się sytuacje, gdy inni nie szanują zdania, myśli, uczuć drugiej osoby. Teoretycznie każdy ma prawo do wyrażania własnej opinii, ale jak jest w praktyce? Wiele osób nie mówi tego, co naprawdę myśli, ponieważ boi się, że ich zdanie nie będzie akceptowane przez resztę. Boją się, że zostaną wyśmiane.

Ostatnim przykładem braku tolerancji jest polityka. Władza nie zważa na potrzeby zwykłych ludzi. Rządzący okazują również brak zrozumienia w stosunku do najbardziej potrzebujących.

Świetnym przykładem może być dosyć głośna sprawa, która miała miejsce całkiem niedawno. Sopot chciał przyjąć dzieci, które ucierpiały i prawdopodobnie straciły rodziny podczas wojny w Aleppo. Miasto było gotowe zapewnić opiekę tym dzieciom. Władze państwowe niestety miały inne zdanie. Uważały, że obecność tych dzieci może zagrażać bezpieczeństwu naszego kraju.

Każdy człowiek, niezależnie od koloru skóry, poglądów, wiary, ma uczucia. Jest równie wrażliwy, jak ja i Ty. Pamiętaj, że jeśli okażesz komuś wyrozumiałość, dobro i ciepło własnego serca, kiedyś to wszystko do Ciebie wróci ze zdwojoną siłą.

Autor: Aleksandra Jabłońska

Korekta: Renata Łabędź