O wojnie naszej, którą wiedziemy z lustrem, światem i ciałem

Każdy ma takie dni, kiedy myśli sobie: „O Boże, jak ja dobrze wyglądam!” i najczęściej siedzi właśnie w domu, ale kiedy postanawia jednak z niego wyjść i chociaż trochę poudawać, że życie w społeczeństwie do czegoś się przydaje, budzi się z wielką krostą na pół czoła…
No błagam! Wczoraj siedziałam w domu i było dobrze, nawet bardzo dobrze… a teraz? Teraz wyglądam, jak jakiś włochaty słoń, który zdecydował się założyć bluzkę w kolorowe paski, mimo że jest niemodna od dwóch sezonów…
Wokół mnie same barwne ptaki, dostojne lwice, jędrne gazele i ja: słoń ubrany w niemodną bluzkę w paski… Znacie to, Dziewczyny? Wszyscy wiemy, że tak.
Ach, żeby tylko takie problemy były w naszym lustrzanym świecie…
Ale spokojnie, chłopcy wcale nie mają lepiej! No, bo przyjdzie sobie taki pan z imieniem na „K”, zacznie się wyprężać i pokazywać muskuły przed lustrem i już wie, że wszystkie laski są jego, no nie?
Otóż nie, bo nasz pan K. z tego wszystkiego zapomniał ubrać spodnie i lekko spóźniony powędrował na lekcję w gwiazdkowych pantalonach. Tak, zdecydowanie wszystkie laski są jego…
Ale co tam problemy zwykłych, szarych ludzi…
Odrzućmy naszą tęczową słonicę i piżamowego bohatera, mamy przecież ważniejsze sprawy.
Otóż to! Gwiazdy.
Celebryci to dopiero mają problemy z lustrami, a raczej (czasem) ich brakiem. Chociaż może jednak nie do końca… Oni mają po prostu bardziej rozwinięty instynkt przetrwania w show-biznesie. No, bo pomyślcie sobie: wystawna kolacja w plenerze, tajna premiera kolejnej części uwielbianego przez wszystkich filmu, główną gwiazdą jest Edyta G., która ma zagrać za moment genialny koncert, ale nie miała czasu na make-up, więc musi robić go na szybko. Nie ma lusterka, nie ma telefonu (bo to przecież tajna impreza). Co zrobi nasza Edzia? Chwyci pierwszą lepszą srebrną łyżkę z tych, które leżą na stole, aby się w niej przejrzeć. I to nazywamy właśnie instynktem przetrwania.
Skoro jesteśmy już przy etapie makijażu, pomieszajmy naszych bohaterów.
Na pewno zdarzyło się Wam spotkać dziewczynę, tak zwaną pomarańczkę…
Kim jest owa pomarańczka? To dziewczyna, która albo nie ma lustra w domu, albo ma w łazience tak słabe światło, że ledwo widzi, co nakłada na twarz. I tym oto sposobem jej buzia staje się marchewkowa, a jej szyję oddziela piękna, rdzawa linia lepiącego się podkładu.
Tak sobie myślę, że w sumie lepiej być emo albo grunge’em – jeśli rozmaże Ci się eyeliner, zawsze możesz powiedzieć, że to specjalnie oraz stanowi część Twojej mrocznej stylizacji i, przede wszystkim – nie musisz patrzeć w lustro.
Oczywiście, nie możemy zapomnieć tutaj o lustrach w sklepach odzieżowych!
Ach, te są dopiero ciekawe. Idziesz, patrzysz na swoje odbicie i myślisz sobie: „Tak, nareszcie schudłam”, więc bierzesz szybko jedno z ubrań, na które tak naprawdę Cię nie stać, ale skoro przecież schudłaś to musisz się jakoś nagrodzić za tak ciężką i owocną pracę. Biegniesz do przymierzalni, jesteś już coraz bliżej i chociaż wiesz, że nie będziesz miała co jeść do końca tygodnia, to i tak kupisz ten kombinezon, no bo przecież Ci się należy…
Wbiegasz, ściągasz buty, spodnie, nasuwasz kombinezon… cholera! Zatrzymał się na tyłku.
Przynajmniej będziesz miała co jeść…

Autor: Martyna Wandas
Korekta:
 Renata Łabędź

Posted in Artykuły.

Dodaj komentarz